wtorek, 12 września 2000

więcej

Rachel Elizabeth Dare
Zawsze podobało jej się bycie normalną. Zwykłą nastolatką ze zwykłymi problemami, zastanawiającą się, co powiedzą rodzice, jak zobaczą słabą ocenę z ostatniego testu i próbującą wymknąć się w nocy na pierwszą imprezę. Chciała być jak te wszystkie dziewczyny, które mijała na szkolnych korytarzach: zwykła w swojej niezwykłości, nie wyróżniająca się zbytnio z tłumu i nie przejmująca się problemami wagi światowej. Ale Rachel Elizabeth Dare nigdy nie była zwykła. Od pierwszych dni życia na barki spadło jej trudne zadanie: uratowanie tych kilku dzikich miejsc przyrody przed ojcem, o ile chciała któregoś dnia wyjść na dwór i pobyć pośród zieleni. Jej problemy również nie należały do typowych — żadna z jej znajomych nie musiała wkuwać na pamięć zasad savoir vivre'u i żadnej nie planowano wysłać do Akademii Młodych Dam. W teorii, jako córka bogatego biznesmena, Rachel miała wszystko; w praktyce jedynie, co dostawała regularnie to migreny i tysiące absurdalnych zadań, okazjonalnie uwagę rodziców. Ale Rachel była pozytywną osobą i każdą sytuację starała się odwrócić na swoją korzyść. Na zajęcia artystyczne zapisała się po tym, jak przekonała rodziców, że kiedyś każda panna była odpowiednio wyedukowana ze sztuki i często brały lekcje rysunku. Pierwszą akcję charytatywną zrobiła, jak powiedziała ojcu z niewinnym uśmiechem, że taka inicjatywa na pewno przyciągnęłaby do niego więcej ludzi i poprawiła wizerunek firmy. Nawet nie musiała nosić tych wszystkich sukienek, które próbowała wcisnąć jej matka, bo przecież nie chciała pobrudzić ich farbami. Jej relacje z rodzicami nigdy nie były idealne, ale Rachel nie znała lepszych, więc nauczyła się z tym żyć. Nie raz było trudno, gdy szkolni obrońcy przyrody zwyzywali ją na korytarzu, obwiniając o każde drzewo ścięte przez jej ojca, bolało też, kiedy kolejny miesiąc z rzędu była pozostawiona sama sobie, bo oni mieli pracę. Kiedy jej koleżanki błagały o zgodę na wyjście z domu, Rachel po prostu to robiła — bo i tak nikt się nią nie przejmował, a na jej pytanie machnąłby ręką i odparł: rób, co chcesz. I Rachel robiła co chciała do tego stopnia, że na jej samotnej wyprawie na zaporę Hoovera (o ile samotną wyprawą można nazwać podróż z miłym szoferem co chwila wynajmowanym przez jej ojca) spotkała chłopaka, który raz na zawsze odmienił jej życie.
Teraz jej rzeczywistość jest jeszcze bardziej zakręcona. Rodzicom udało wepchnąć ją w sukienki i spódniczki, została uczennicą Akademii Młodych Dam i chociaż wciąż dba o przyrodę, pomaga w ratowaniu całego świata nieco inaczej. Od bogatego apartamentu woli swoją jaskinię, zamiast na ekskluzywne wakacje na Karaiby przyjeżdża do obozu Herosów. Wciąż jest tak samo zakochana w malarstwie, wciąż robi dziury w spodniach gdy się nudzi i w końcu czuje się jak zwyczajna nastolatka. Co prawda już nigdy nie dane jej będzie spotykać się z chłopcami, bo jako wyrocznia musiała zachować czystość (nie żeby miało to jakieś większe znaczenie, skoro jedyny chłopak, którego kiedyś lubiła, jest w szczęśliwym związku z dziewczyną, którą też całkiem lubi), ale ani trochę się tym nie przejmuje. Gdy zachce jej się w życiu romansów, po prostu włączy pierwszy lepszy film na Netflixie i pozachwyca historiami bohaterów. Kiedyś usłyszała, że jako śmiertelniczka nie miała prawa należeć do tego świata... ale już w dzieciństwie Rachel nauczyła się robić, co tylko jej się podobało, więc tak było i tym razem: ukradła pegaza i została najlepszą wyrocznią w historii tego świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz